środa, 29 października 2014

Halloweenowe słomki-nietoperki

Po wczorajszym przejawie artyzmu dziś tutorial prosty łatwy i przyjemny! Do tego zapewne przydatny z racji na zbliżające się okoliczności imprezowe.
Półki w sklepach zaczynają powoli zapełniać się halloweenowymi gadżetami. Dziś moją uwagę w jednym z nich przykuły słomki z nietoperzami. Słomki do drinków zdecydowanie przydadzą się na każdej domówce, więc już wyciągałam po nie rękę w zachwycie kiedy naszła mnie myśl, że:
a) halloweeny mają tendencję do występowania w bardzo końcowej porze miesiąca co wiąże się najczęściej z brakiem gotówki
b) ta wyciągnięta w ich stronę ręka też potrafi je zrobić!
A więc wróciłam do domu i zabrałam się do roboty.
Wszystko czego potrzeba do zrobienia słomeczek (plus klej) znajduje się na zdjęciu poniżej


poniedziałek, 27 października 2014

Farbki do tkanin i koszulki jakie sobie wymarzymy :)



Znacie to? Napis "New York", powielony po tysiąckroć na koszulkach w każdym sklepie i powodujący w pewnym momencie odruch wymiotny oraz pytanie: "Dlaczego mam nosić ten shit, z którym wcale się nie utożsamiam? Zresztą, nawet nie byłem/am w Nowym Jorku!
W takim momencie najlepszym rozwiązaniem jest wziąć sprawy (i farbki) w swoje ręce i zrobić to według własnego uznania :)

piątek, 24 października 2014

piątek, 17 października 2014

nadchodzi NOWE

Długo mnie nie było... Długo można się rozpisywać o powodach - zawirowania w życiu osobistym, nawał obowiązków na studiach, brak motywacji do robienia czegokolwiek... I pewnego dnia stwierdziłam, że nie jestem sobą! Muszę coś robić, uczyć się czegoś, nad czymś pracować, a co z tego wyjdzie to już inna sprawa... No właśnie. Jak patrzę na niektóre stare posty to mam ochotę je usunąć, ale to nie ma sensu i  byłoby w pewnym sensie oszukiwaniem. Teraz nadchodzą nowe inspiracje! Dlaczego? Bo czuję, że odkryłam nową ogromną pasję, czyli szycie!

To zawsze we mnie siedziało - podpatrywałam mamę, kiedy cerowała na maszynie i sama ręcznie uczyłam się ściegów, ciągle próbowałam coś przerobić (najczęściej nieudolnie), rysowałam od zawsze ciuszki i z wielkim żalem wkładałam kupione przez mamusię niemodny sweter z gruszką, marząc o wytwornych sukienkach, dżinsowych spodenkach i płaszczykach z kożuszkiem, a ostatnio z zazdrością przeglądałam blogi o szyciu i żałowałam, że nigdy się tego nie nauczyłam.... Jeszcze bardziej denerwowało mnie, kiedy mój facet wspominał o swojej byłej dziewczynie, która skończyła na ASP projektowanie i szyła "zajebiste rzeczy". Od roku myślałam o kursie krawieckim, tylko bez swojej maszyny na co mi ten kurs? Mama nie pozwalała mi szyć na starym Łuczniku, z resztą i tak ledwo zipał, 3 warstwy cienkiej bawełny to było dla niego za dużo i okropnie rzęził, zrywał nici, a pracował tak głośno jak rezonans magnetyczny! A teraz od Łucznika dzieliło mnie 350 km. Z takich powodów nigdy na nim nie szyłam (był taki jeden dzień, kiedy zostało mi objaśnione jak nawlec nici na bębenek i zrobić podstawowy ścieg, czego efektem był post o piórniku..) Teraz (dokładnie 9 października) w Lidlu pojawiła się maszyna SilverCrest... Spojrzałam na gazetkę i pomyślałam, że to pewnie szajs i niewarte moich 300 zł... ale zaczęłam czytać komentarze na forach i blogach, a w moim brzuchu poczułam motyle! Tyle pozytywnych opinii, tyle zachęty, tyle osób ją miało (i co lepsze miało długi czas!).

Rzeczonego 9. października wstałam bladym świtem po 5 rano,